Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciorki. Na ustroniu grono starszych chłopców, zatknąwszy długie poły za pasy i ściągnąwszy sznurkami długie rękawy na plecach, ćwiczyło się w strzelaniu z łuku. Stary samuraj z siwą brodą kładł z niezmierną powagą upierzoną strzałę na cięciwę starożytnego łuku i, nie opuszczając najdrobniejszego ze świętych prawideł, nagłym ruchem odrzucał wtył piersi a prawą nogę wystawiał krok naprzód… Jednocześnie chybki pocisk wypadał jak piorun w słoneczne powietrze…
Wolne, świątobliwe były ruchy starego rycerza i celne strzały!
Gorliwie naśladowali go uczniowie, witając wesołemi okrzykami każdy traf udatny…
O-Sici stała w cieniu skały; z góry, pochylone nad urwiskiem, wiśnie sypały na nią śnieg swych bladych płateczków. Wtem, polatując wśród nich, zabujał ponad nią zwitek „tancaku“ i upadł u jej stóp… Ostrożnie zerknęła na taras. Nikogo nie było… Bielała na słońcu pusta balustrada, usypana białym kwiatopadem. A wyżej ponad nią kołysały się cicho w podmuchach wietrzyka piany okiści wiśniowych…
Wtedy upuściła rozpostarty znienacka wachlarz i wraz z nim podniosła poemat, zerwany zapewne z drzewa powietrznemi prądy. Serce w niej drżało, widziała w tem wróżbę dla siebie…
Zasunąwszy się głębiej pod występ głazu, rozwinęła pasek różowej, jedwabistej bibułki, na którym pięknemi literami nieznany poeta napisał: