Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dach palm wieszają się arkady pnączy, gdzie w niedościgłej wysokości polatują z dzikim wrzaskiem roje papug barwnych, jak wschodnie mozajki, gdzie żyją napowietrzne plemiona wędrownych małp, nigdy nie tykających swoją stopą ziemi, gdzie drzemią ukryte w gęstwi cyklopiczne świątynie, spowite rzeźbioną plątaniną skłębionych roślin, płazów, ptaków i zwierząt na wzór tamtejszych puszcz… Gdzie króluje posępny Sziwa; gdzie wspaniałomyślny, szczodry, rycerski Wisznu sieje wokół radość walki i życia, gdzie światowładny Brahma przedzierzgnął się po tysiącoleciach rozmyślań w cichego, skupionego Buddę… Tam w małych chatach, podobnych do gniazd ptasich, mieszka lud ciemny w jaskrawych strojach, który pierwszy dźwignął na barkach swych bóle ludzkiej świadomości… Tam obok siebie rodzą się i targają duszami śmiertelników asceza, sięgająca cudu i dochodzące do obłędu rozpasanie rozkoszy, nocują w tych samych krużgankach błogosławieni „joggowie“ i płomienne, wdzięczne bajadery…
Różycki ścigał to wszystko okiem wyobraźni i jak zwykle był daleko od otoczenia. Jego oczy ślizgały się w zamyśleniu po brudno-zielonych falach portu, zmąconych ruchem statków, łuszczących się niespokojnie i ćmionych co chwila brudnemi obłokami porzuconych przez parowce dymów… Pstre chmary płaskich łodzi rozmaitego kształtu i wielkości, niby stada kaczek na żerowisku, pluskały się i kręciły frasobliwie na