Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kładają przedsiębiorstwa zupełnie głupie, nie licząc się z wydatkami… Oszukują, kręcą, wyzyskują… A jak tylko najmniejszy jakiś zatarg, nieporozumienie — zaraz gwałt… konflikt międzynarodowy i żądają kompensaty, żądają pieniędzy!… Albo my wiemy: może ten konsul umyślnie robi te historje!… Z tego może wyniknąć gruba sprawa, gruba… odpowiedzialność!…
— W takim razie należy się spodziewać, że on kiedykolwiek przyjdzie goły do stołu!…
— No, co to, to nie! Wtedy moglibyśmy go potraktować, jako osobę niespełna rozumu! — uśmiechnął się Japończyk. — Lecz obecnie niby nic jeszcze nie zrobił! Czyżby pan nie zechciał od siebie zwrócić uwagę tym paniom?… Na pewnoby pana usłuchały… Wszak one są rodaczkami pana.
— Mojemi rodaczkami?
— No tak!… To Polki z Odessy!…
— Polki z Odessy? Mogę pana zapewnić, że wcale nie są do nich podobne!
— A jednak tak powiedziały kapitanowi okrętu.
— Dobrze — ja to wyjaśnię, ale od stołu ich nie będę wypraszał. Pan rozumie, że to nie moja rzecz!
— Zapewne. Skoro w dodatku pan mówi, że to nie są pana rodaczki!
— Przypuszczam, że to są żydówki… A czy