Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XVII.

Po malowniczych dniach rybaczego żniwa nastały niemniej pracowite, ale zupełnie niepoetyczne dnie warzenia tranu i suszenia kompostu.
Pogoda sprzyjała; lecz dymy ognisk i smród przypalonej ryby zdawały się przyćmiewać blask słońca. Nawet krótki pobyt na wybrzeżu stał się dla Misawy wprost niemożliwy; z zazdrością patrzała na Ainosów, szczerzących wesoło zęby wśród tego piekielnego zaduchu. Takeo i japońscy rybacy również niewiele sobie z tego robili, ale ją ogarniały takie nudności, że rada słuchała rozkazu męża i uciekała do domu.
I tam miała jeszcze do zbytku przykrego odoru, lecz można już było wytrzymać.
Objedzona ryby „Lato“ stała się jeszcze brudniejszą i głupszą. — Chodziła teraz z podbitemi oczami, gdyż Setara z powodu obfitego połowu upił się wściekle i zbił ją niemiłosiernie.
— On mię bije za to, że mu nie przynoszę pieniędzy i wódki, jak Aje, i że nie mam dzieci!…