Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wielekroć jeszcze Takeo odwiedzał świątynie te oraz inne, grobowce Jemitsu, Joritomo i Tenkai Dajsożo… Cichł, pokorniał…
Godzinami siadywał na krawędzi cudnych wodospadów Chonto, Makkura, Urami, Zakko… Dumał nad wodospadem „Spadającej mgły“ wśród dziwnych paproci i u „Siedmiu wodospadów“, gdzie rzeka wody zamienia się w tęczowy pył.
Ponieważ wejście na świętą Nantaizan było jeszcze wzbronione, udał się wraz z przewodnikiem na bliższą Niochozan. Przez pola, porosłe dzikim bambuśnikiem, gdzie szumiały cicho w wietrze jedynie zeschłe liście, mimo zgasłego krateru, którego czerwona, pozębiona przepaść podobna była rozwartej paszczy skamieniałego smoka, dostał się Takeo na zaśnieżony jeszcze szczyt, gdzie z zasp sterczały złotawe pnie i zielone korony sosen…
Śnieżna zadymka o mało go tu nie zgubiła wraz z przewodnikiem.
Był w Czusendżi nad cichem, szmaragdowem jeziorem i dalej, w Jumoto, aby obejrzeć „wodospad Smoka“, srebrną nić wodospadu Junotaki, pieczarę „Piekielnego kotła“, aby przejść przez „Pole śmierci“, gdzie trawy jeno szepcą o poległych…
Aż pewnego ranka wstał rzeźwy, prawie wesoły, rozsunął szeroko „szodżi“ swego małego pokoiku hotelowego i, patrząc na skłony gór zielonych, pordzawione gajami czerwonych klo-