Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gli i głośną przy drzwiach rozmowę, a gdy wreszcie zawołano nań, poczuł głęboki, lodowy ucisk w całej piersi.
Poprowadzono go do kancelarji i kazano mu usiąść na ławce wpobliżu drzwi od pokoju pana komisarza. W biurze panował zwykły ruch; przy balaskach tłoczyli się interesanci, a za balaskami u stolików z papierami i księgami siedzieli urzędnicy. Stójkowy, który pilnował Gawara, stał obok nieruchomy, sztywny jak figurka, odlana z ołowiu. Dużo ludzi weszło i wyszło z pokoju pana komisarza, zanim rozległ się stamtąd stłumiony rozkaz, po którym stróż Gawara przypadł do wpół otwartych drzwi, wyciągnął się, zasalutował i krzyknął grubjańsko na chłopca:
— Nu, idź!...
Aresztowany znalazł się wreszcie przed jasnemi oczami najwyższej władzy cyrkułowej.
Dostojnik obrzucił go zaciekawionem, ale dość wesołem i nawet jakby dobrotliwem spojrzeniem:
— Ależ hultaje!... I któryż to z nich tak cię ubrał, młodzieńcze?... — zapytał z udanem współczuciem i zdziwieniem.
Siedział rozparty niedbale w fotelu przed biurkiem i załatwiał ostateczne formalności przed odesłaniem więźnia na Pawiak. Miał na sobie elegancki, nowiutki mundur, suto oblany perfumami, a na wygolonej i upudrowanej twarzy jaśniało niezmierne zadowolenie z siebie i całego świata. Chłopak stał przed nim z głową opu-