Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczoną, starając się ukryć wstrętne ślady dokonanego wczoraj gwałtu; bezlitosne jednak szyderstwo dopiekło mu do żywego, podniósł chmurne spojrzenie i uderzył niem wprost w oczy komisarza. Ten spoważniał.
— No, no, młodzieńcze, bez tego... Tak patrzeć na zwierzchność nie wolno, słyszysz!... Jak się zawiniło, to należy się zachowywać skromnie i potulnie... Po ojcowsku ci radzę, a nie, to znajdziesz się znowu wśród nocnych towarzyszy... Na buntowników, na krnąbrnych mamy sposoby... Słyszałem, żeś żądał doktora, aby protokół spisał, zbadał cię. Doktór ma dużo zajęcia i dla byle głupstwa fatygować się nie będzie... Podrapano cię trochę, wielka rzecz... To, co się stało, dzieje się w każdem więzieniu z nowoprzybyłym, to jest obyczaj ludowy... Powinniście go szanować, wy demokraci... Domagacie się równych praw dla wszystkich... Owszem, zgoda!... Żadnych przywilejów... Chłop, inteligent, robotnik te same ponosić winni kary i w tym samym siedzieć areszcie... Słusznie! Tak powiedziano w ostatnich rozporządzeniach... Takie zbliżenie się do ludu będzie dla was Polaków, arystokratów i szlachciców pożyteczne... Co, nie?... Równość ściera pychę, łagodzi duszę, miękczy serce, a głównie środek ten czyni człowieka... otwartym... rozumiesz, młodzieńcze, otwartym... Tutaj u nas po jednej takiej nocy wspólnego z ludem pożycia najzatwardzialsi inteligenci zaczynali śpiewać... Myślę, że i tobie dała ta noc dużo do...