Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łałby może jaką komisję i dlatego ustępuje... Cała sztuka, aby struny nie przeciągać. Ale tutaj my wszyscy jesteśmy „starzy“, co dawno już siedzą w więzieniu... Wyjaśniliśmy nawet Don Pedrze, iż w jego interesie leży, aby do nas tu nowych i zbyt nerwowych nie sadzał, że w jego to leży interesie...
— To wy z nim rozmawiacie?...
— A jakże. Całe dyskusje przeprowadzamy. To bardzo kompromisowy jegomość, szczególniej, jeżeli w końcu rozmowy zrobić jakie większe zakupy...
— Mało mam pieniędzy.
— To nic: Don Pedro nie gardzi i wdowim groszem. Wsiakoje dajanie błaho!
— W takim razie... Ee!... Chyba nie!... Czy w tym korytarzu nie siedzi czasem... Musiałowski?... Antoni Musiałowski!...
— Musiałowski?... Nie, nie słyszałem. Kto to taki?...
— To dziwne. A dlaczego mnie tutaj posadzili? Jak myślicie, kolego?
— Tutaj sadzają albo tych, których śledztwo skończone, albo tych, których uważają za bardzo niebezpiecznych; wreszcie niespokojnych, którzy mogliby im zarazę buntu zaszczepić w innych skrzydach Pawilonu.
Musieli przerwać rozmowę. Józef czuł się trochę zaniepokojonym i długo rozmyślał, do jakiej kategorii więźniów mogli go zaliczyć. — Rozważania doprowadziły go do wniosku, że mu-