Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dojrzał. Szmer jednak powtarzał się, a nawet jakby zdradzał pewną niecierpliwość.
— Nie, to nie mysz!... To szurgają... Ale gdzie?
Nachylił się, szmer ucichł...
— Mysz?! Ale gdzie ona tam ma dziurę?...
Przykucnął w samym rogu. Szmer znów się gwałtownie powtórzył. Wyciągnął więc rękę i nagle zdumiony uczuł pod palcami jakiś pręcik, wyskakujący, to chowający się z malutkiego otworku tuż nad podłogą. Schwycił więc za koniuszek pręcika i pociągnął ku sobie; ten przestał poruszać się i łagodnie poddał jego usiłowaniom. Ostrożnie wywlókł go z otworu, nasłuchując, co robią na korytarzu żandarmi.
Wkrótce miał w ręku już cały, dość długi pręcik, ale za nim jeszcze się coś wlokło na nitce i mocno szurało w otworze. Po chwili wyskoczył stamtąd rulonik papieru. Jednocześnie brzęk ostróg zbliżył się do drzwi Józefa i zachrobotały rygle. Chłopak ledwie zdążył pręcik wraz z papierkiem schować pod połę ubrania i rzucić się na łóżko. Do celki wszedł posługacz, postawił na stole lampę, oraz talerz z kolacją. Żandarm podejrzliwie przyglądał się krótką chwilkę chłopcu, który nie ruszał się na łóżku. Powoli zamknął drzwi i odszedł do następnej celi. Józef w jednej chwili skoczył do stołu, usiadł tyłem do wyjścia i zaczął drżącemi rękami odwiązywać nitkę od papierka.