Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



XI.

W nocy znowu obudził go łoskot otwieranych rygli i nagłe światło. We drzwiach ukazali się żandarmi, oraz starszy klucznik, a ztyłu za nim dwóch żołnierzy.
Józef uniósł się na pościeli i przyglądał im wpół przytomny, jeszcze pozostając cały w mocy przerwanego snu.
— Pewnie na badanie!... Albo może z powodu tej awantury na spacerze! — pomyślał z ciężarem w sercu.
— Wstawaj i ubieraj się!...
— Dokąd? — spytał zlekka załamanym głosem.
— Zobaczysz. Śpiesz się!
— Przymknijcie drzwi trochę, niechże się ubiorę!...
— Co za ceremonje!... Tu żartów robić nie wolno!...
— Zwijaj się pan... Czekają!
Ale Gawar miał w charakterze dużo śmiałej przekorności i właśnie dlatego, że mu nakazano pośpiech, wcale się nie śpieszył, tak, że zniecier-