Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niem rzucenia się w głębinę i uspokojenia na zawsze. Coraz częściej zapadał w jakiś półsen, w którym nic nie czuł prócz bólu drżącego od zimna ciała... Oburzało go ogromnie to psie uczucie. Budził się przeto, głową wstrząsał.
— Chcę umrzeć, jak rycerz! — powtarzał.
Obojętnie, prawie pogardliwie spoglądał na wiszary, na szarą, gładką wodę, na błękitne, dalekie niebo, przesycone słońcem. Chmurniał tylko, gdy wzrok jego padał na ciemną, pokornie zgarbioną postać Selima.
— Zaco ten umiera? Sprowadziłem go tu za liche pieniądze... A jednak nie skarży się!... Selimie, siądź wyżej, tu ci będzie lepiej!
Czerkies podniósł opuszczone powieki i objął go długim spojrzeniem.
— Giaurze — rzekł hardo — Selim siedzi, gdzie chce.
— Nie chciałem cię obrazić, Selimie! — odparł spokojnie, choć zawrzał gniewem.
I znowu godziny upływały w milczeniu. Słychać tylko było szmer drobnej fali, pluskającej się pod niemi.
Noc była straszna. Mżył deszcz; nie widzieli nic, słyszeli tylko coraz bliższy szmer wstrętnego, zimnego potworu, czuli, jak obejmował im nogi i zwolna wchłaniał, cal za calem. Zalał ich już po kolana, cierpieli niewymownie, a nie mieli ani siły, ani ochoty się ruszyć. Nareszcie, gdy mrok rzednieć zaczął, a deszcz ustał, Wichlicki otrząsnął się z letargu i wdrapał wyżej, gdzie suchego miejsca nie