Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyraźniej dochodziło go Niusterowe: noch! noch! noch! — którym popędzał i kierował psy. Foka siedział, drażnącymi rękoma rozplątając pokręcony rzemień nart i płakał, jak bóbr. Gdy, uspokojony nieco, podniósł się, to wolniej już i uważniej w dalszą puścił się drogę. Zmienił nawet kierunek, gdyż, porzuciwszy trop zwierza, poleciał ku krawędzi lasu, nad jezioro, gdzie daleko na różowym tle zorzy dojrzał czarne, drobne postacie chyżo mknących towarzyszów. Rena wciąż nie było widać. Ponieważ Foce się zdawało, że ślad, którym gonili, zataczał półkole, więc dla skrócenia drogi rzucił się na przełaj, ale nim doścignął wyśliwych, ci zawrócili kilkakroć i zniknęli w przeciwległych zaroślach. Znowu chłopak ujrzał się sam na krawędzi jaskra-