Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wej, mlecznej wstęgi świeżo stratowanego śniegu, wijącej się wdzięcznie, ale bez końca. Zmuszony pilnować się jej, aby w lesie nie zabłądzić, wlókł się osłabły, zniechęcony, coraz bardziej zwalniając kroku, aż z dreszczem dzikiej radości dojrzał na śniegu rubinowe krople krwi, a nieco dalej tkwiącą w ziemi strzałę. Widok ten wrócił mu siły i ochotę, więc zabrał strzałę i raźno puścił się naprzód, a gdy wydostawszy się z lasu, zobaczył w dali sunące po równinie już nie dwa, ale trzy cienie, z wesołym okrzykiem popędził ku nim.
Z zarzuconymi na plecy rogami, ciężko skacząc i zapadając się co chwila, uciekał ścigany renifer; zataczał koło z widocznym zamiarem wydostania się na już przebieżoną ścieżynę. Ale