Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Resztką sił dźwignęła się na pościeli i nagle... straszny krzyk rozdarł ciemności. Leciał on jednak skądciś z zewnątrz.
Oszołomiony Beniowski nie odrazu to zrozumiał, chwycił za rękę Nastazję, pragnąc ją uspokoić i w razie obłędu przytrzymać; rychło wszakże spostrzegł, że dziewczyna padła bez czucia na poduszki, i zrozumiał, że to nie ona krzyczała.
Ponieważ hałas zewnątrz wzmagał się, wyszedł natychmiast, aby przekonać się, co za nowe nieszczęście zsyłają mu losy. Na pokładzie dostrzegł kupkę ludzi, wyciągających ku niebu ramiona z błogiem łkaniem. Był pewny, że są to nieszczęśni obłąkańcy, którzy nie mogli wytrzymać katuszy, lecz gdy wystąpił z korytarza, aby ich uspokoić, sam o mało nie oszalał, poczuwszy rzadkie, duże krople ciepłego dżdżu, padające z zachmurzonych niebios. Zebrał resztę sił, wdrapał się na mostek kapitański i zadął w sygnałową piszczałkę.
— Wszyscy na pokład!... Szykować naczynia!... Zbierać wodę!... — huknął najpotężniejszym swym głosem. Zaroił się pomost od ludzi, zawrzały głosy, a jednocześnie lunęła z nieba jedna z tych nawałnic, co podobne są do wodospadów.
Oszalała załoga miotała się w perłowych potokach wody, rozświetlonych lśnieniem błyskawic, jak gromada potępieńców. Niektórzy zdzierali z siebie odzież i z wyciem rozkosznem ta-