Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ledwie odeszli, wpadł w głębokie omdlenie, z którego Meder z trudem go ocucił.
— Pić, pić!... — szeptał cicho.
Medyk przyłożył mu do ust szklanicę, pełną mętnego, cuchnącego napoju. Chory wychylił ją do dna i upadł na poduszki.
— Prawie wszystko!... — uśmiechnął się. — Czy to nic mi już nie... dodadzą?...
— Ależ dużo jeszcze zostało, dużo!... — uspokajał go Bielski. — A tymczasem może się zmieni!...
— A co?... Jest co nowego?...
— Niewiele... ale zawsze... niby... chmurzy się więcej...
— A wiatr? — Tego nie czuć!... Cisza!... Duszno, bardzo duszno... Ludzie, zajęci podziałem i przechowaniem otrzymanych porcyj, rozpełzli się po kątach... Niektórzy odrazu wszystko zjedli i wypili... i posnęli... w cieniu na pokładzie... Tybyś też usnął, spróbuj... Pokrzepiłoby cię to...
— Dobrze, spróbuję!...
— A ja muszę iść!... — Mamy chorych, co się morskiej opili wody... Meder też osłabł i rady sobie z nimi nie daje... Tuczny on... Tłusty łatwiej w podobnych przygodach poddaje się słabości, niż taki, jak ja, suchar!... — gawędził stary.
Widząc, że Beniowski zamyka oczy, wymknął się cicho na korytarz i, po chwili wahania, zawrócił do kajuty Nastazji.
Tam ku swemu niezmiernemu zdumieniu za-