— A gdzie Łoginow?...
— Został z Huapą!... Mianowany jenerałem!...
— Ho, ho!... Każdy z nas mógłby czemś zostać!... Abo nie!...
— Zapewne!... Cuda nam opowiadano o wasszych bitwach... Niejeden z nas tu płakał z radości i zazdrości!...
— Tak!... Rozmaicie bywało!... Powiemy o wszystkiem, potrochu wszystko opowiemy!...
— A łupy gdzie? — Są, ale małe... Żołd nam wypłacono srebrem i złotem, lecz Beniowski go rozdał...
— Rozdał?... Jakże to?
— Zawsze tak!...
— Nie bójcie się, nie skrzydzi was!...
— Głowacz!... Co prawda, to prawda!... Bez niego nicby nie było!... O mało nas przecie nie zmięli w powszechnem zamieszaniu... On dopiero nas zebrał i wyprowadził na bok z zamętu!...
— Ba! Znamy go!... Wojak!...
— Nieulękła dusza, lwie serce!...
— Stary wyga!...
— Ojciec nasz!... Bez niego nicby nie było!... Hurra!...
Co chwila wybuchały przeróżne okrzyki w zmieszanym tłumie.
Beniowski tymczasem, nie schodząc z konia, słuchał Chruszczowa, który, położywszy lewą rękę na łęku siodła i podniósłszy do góry swoją białą brodę, mówił i mówił bez końca.
Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/294
Wygląd
Ta strona została przepisana.