Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzysze obietnicą rychłego powrotu na wyspę. Beniowski raz jeszcze polecił go przyjaźni króla i siadł na konia.
Marsz bardzo był miły i wielce pośpieszny, gdyż oddział dostał świeże, dzielne konie, drogi były wyborne, a przystanki dobrze zaopatrzone w wodę i wszelką żywność. Tłumy wyspiarzy wylęgały wszędzie na spotkanie zwycięskich wojowników, niosąc w darze najrozmaitsze przedmioty własnego wyrobu.
Beniowski według swego zwyczaju za wszystko suto płacił, tak, że ilość wiezionego, jako żołd, srebra znacznie się zmniejszyła. Resztę chciał Beniowski podarować Baminiemu i jego ludziom za świadczone w czasie podróży posługi, lecz krajowiec stanowczo odmówił przyjęcia najmniejszego podarunku.
Ujrzeli wreszcie po dwu dniach podróży banderę amarantową z białym orłem, powiewającą w wycinku zielonych brzegów na głównym maszcie „Ś-go Piotra i Pawła“. Powiało od morza miłym chłodem na uznojone twarze strzelców, zmordowanych upałami i niewywczasem.
Dostrzeżono ich natychmiast w obozie i na okręcie. Cała załoga wybiegła tłumnie witać ich przed wrota.
— Urra!... Niech żyje!... — wołali radośnie.
— Beniowski!... Beniowski!...
— Caliście?... Wszyscy?... Szczęśliwcy!... Zwycięzcy!... Słyszeliśmy!... Cóż?... Trudno było?...