Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A któż wy jesteście? — spytał Beniowski.
— My w każdym razie pójdziemy!... — wołali zamiast mu odpowiedzieć. — My tu nawet zostać chcemy!...
— Zobaczymy, zobaczymy!... Po śniadaniu każę zwołać powszechne zebranie i stanie się to, co uchwali ogół!...
— Dobrze!... Wszyscy na pewno powiedzą to, co my!...
— Lepszej okazji do zrobienia swego losu nie będzie nigdy!...
— W dodatku to te przecież pogany zabiły Panowa i Łoginowa!...
— Dobrze, dobrze!... Już idźcie i przygotujcie się na zebranie!... Przyślijcie zaraz do mnie Chruszczowa i Baturina.
Gdy na majdanie zebrał się ogół marynarzy, już z ich głosów i postawy wywnioskował, nie pytając się, Beniowski, że wszyscy są zwolennikami wyprawy. W gruncie rzeczy nie był temu przeciwny.
— Możeby uspokoili się nareszcie!... — rozmyślał.
Uważał jednak za konieczne przemówić do nich następującemi słowy:
— Wiecie już pewnie o ponętnej propozycji, uczynionej nam przez króla tutejszego, Huapę, a tyczącej się posiłkowania go przez nas w grożącej mu wojnie z sąsiadem. Obiecuje on nie-