Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po przybyciu udał się niezwłocznie na główny statek Japończyków i, grzecznie przyjęty przez dowódcę, długo z nim rozmawiał, opowiadając o pobycie swym w Usirpathar, wskazując na swą przyjaźń dla Japończyków, na swoją cześć dla ich męstwa, rycerskości i wysokiej cywilizacji. Napomknął o posiadanym przez się przywileju i banderze z hieroglificznym napisem. Japończyk mocno się kłaniał, wciągając powietrze, wreszcie zapytał Beniowskiego, co tu robi.
— Zagnany burzą korzystałem z niezmiernej łagodności oraz gościnności mieszkańców, a uproszony przez nich, obiecałem zawrzeć z nimi traktat handlowy. Będę więc i tutaj dowoził towary, dążąc do twojej ojczyzny...
— Soda!... — zgodził się Japończyk.
W tym czasie śpiewy i dźwięki zbliżającej się muzyki dały znać Beniowskiemu, że pochód weselny się zbliża; pośpiesznie więc wrócił na ląd, aby spotkać przed obozem „Światło Miesiąca“.
Była doprawdy śliczna w swej cienkiej, białej szacie z kwiatami na głowie. Ruchliwe nozdrza jej prostego, zgrabnego noska drgały od wzruszenia, a w czarnych sarnich oczach błyskała zmysłowa żądza zmieszana z niepokojem.
Beniowski ujął ją za rękę i wśród pląsów towarzyszek, wesołych okrzyków oraz brzęczenia gitar powiódł do namiotu Nastazji. Tam wszystko już było przygotowane do przyjęcia gości, na stołach stały tace ze słodyczami i pieczywem,