Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dużo?
— Dwa trójmasztowce. Mówili Boskarowowi, że są kupcami, których zmusił tutaj zawinąć... brak wody. Ale nasi ludzie widzieli na pokładzie ukrytych łuczników i na bocieńcach są maszyny do rzucania pocisków.
— Milcz... Ani słowa nikomu!... Zabierz pocichu część ludzi i wracaj do obozu!...
Zabawa była w pełnym toku; rychło jednak coś ją nadpsuło; wśród krajowców powstały jakieś nauboczach szepty, wielu znikło; jeno młodzież śpiewała, śmiała się i tańczyła dalej. Lada chwila oczekiwano powrotu panny młodej i szykowano się na jej przyjęcie. Wtem podszedł do Beniowskiego dobrze już pijany Mikołaj i rzekł, robiąc straszne oczy:
— Japończyki!...
— Wiem. Jak uważasz, przyjacielu, czy powinienem wyprzedzić moją narzeczoną, aby przygotować dla niej w obozie komnatę?
— O tak, idź, idź! Pokaż im armaty... Ale ja już się ich wcale nie boję!... Przyjdę też... Nie, nie... Nie dziś... Jutro... przyjdę... Dziś tylko... dziewczyny... Pokaż tym... poganom armaty... pokaż... — bąkał niewyraźnie Tonkińczyk.
Beniowski szepnął Kużniecowowi i Baturinowi, żeby mieli się na baczności i ludzi, co są jeszcze trzeźwi, zwolna wysyłali do obozu, a sam wraz z kobietami i niesioną w lektyce Nastazją wyruszył tam natychmiast.