Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

butelki z japońskiemi trunkami, a wszędzie dużo było kwiatów i pachnącej zieleni. Na matach leżały poduszki przyszykowane dla gości.
Niedługo jednak bawiły w namiocie młode dziewczęta. Choć niezmiernie zaciekawione wszystkiem, co się wokoło działo, oraz niewidzianemi nigdy sprzętami, rychło wyszły, pozostawiając oblubienicę samą z Beniowskim i Nastazją. Blado i migotliwie paliły się świece w srebrnych lichtarzach.
Światło Miesiąca zawstydzona jakaś i nieswoja siedziała przez chwilę na poduszce pośrodku namiotu z opuszczoną głową i skrzyżowanemi na piersiach rękoma. Gdy wszakże dłuższy czas nikt się do niej nie zbliżał i nie przemówił, podniosła powieki i utkwiła dziwne spojrzenie w bladą twarz Nastazji. Ta uśmiechnęła się do niej w odpowiedzi, przesiadła z krzesła do niej na matę i, objąwszy w pół, przygarnęła macierzyńsko ku sobie.
— Co za szkoda, że nie możemy ze sobą mówić? Daj gitarę, choć zagram ci trochę!...
Beniowski wysunął się na chwilę z namiotu, aby zobaczyć, co się dzieje w obozie.
Zapadł już mrok i czerwone plamy ognisk żarzyły się tu i owdzie na piaskach, wyświetlając w ciemnościach figury stojących tam marynarzy oraz zarysy chat, namiotów, beczek i pak towarów, leżących wpobliżu. Dalej panowała noc, do której wschodzący z za lasu księżyc wlewał swój mleczny blask. Cicho, monotonnie,