Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

orężnych wasali za sobą. Beniowski wraz z bonzą tłumaczem usiadł pośrodku sali i przedewszystkiem pokłonił się nisko dostojnemu zebraniu wedle znanego mu już obyczaju. Po krótkiem milczeniu jeden z sekretarzy, których kilku klęczało obok Uri-khamy z papierami w ręku, zapytał Beniowskiego: kto zacz jest?... skąd płynie? Poco do Japonji przybył i dokąd udać się zamierza
Beniowski krótkie dał na to odpowiedzi, lecz obecni jęli go szczegółowo wypytywać o Rosję, o Kamczatkę, o jego stamtąd ucieczkę, nie mogąc wyrozumieć, że z Rosji przybywając, nie jest Rosjaninem, owszem, nienawiścią do Rosji pała... Znowu więc długo mówił im o Rzeczypospolitej Polskiej, o jej dawnej potędze i obecnych nieszczęściach, o walkach za wolność konfederacji barskiej, której był generałem...
Zrozumieli wreszcie, że płynie z niewoli do swojego kraju.
— Czegóż w takim razie chcesz od nas i czem ci pomóc możemy?... — spytał jeden ze starszych magnatów.
— Chciałbym z wysp, które leżą na Oceanie na wschód od Kamczatki, wolną utworzyć kolonję, która, będąc na trakcie między Anglją i Ameryką, do wielkiego zczasem może dojść rozkwitu i znaczenia.
— Czyż nie lękasz się, aby łacno zawładnęli nią Rosjanie, o których chciwości sam wzmiankowałeś przed chwilą!