Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean II.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chem mnich — Uri-khama jest życzliwie względem ciebie usposobiony! Radziłbym wam jednak zjeść przedtem wieczerzę, gdyż ceremonja długo potrwa!...
Wrócili i, posiliwszy się, przebrali w swoje najparadniejsze suknie. Przez otwory rozsuniętych ścian widzieli, jak w głównej sali namiestnikowskiego pałacu wieszają słudzy kolorowe lampy, ustawiają bronzowe żarówki i małe lakowe stoliczki. Wkrótce zbrojno i rojno na koniach i w lektykach poczęli zjeżdżać się magnaci japońscy.
Przyszedł wreszcie bonza i powiedział, że Uri-khama prosi Beniowskiego, aby przyszedł, gdyż chce go przedstawić swoim przyjaciołom. Udał się Beniowski do pałacu, przybrany w kołpak soboli z drogocenną czaplą kitą, w złototkanym żupanie i ciemnogranatowym kontuszu, z szablą kosztowną przy boku, zarzuciwszy podbitą gronostajami delję błękitną na ramiona. Dwu urzędników bogato przybranych w sztywne szare adamaszki i miękkie błękitne atłasy wprowadziło go pod rękę do sali. Obok szedł bonza w oliwkowej opończy.
W głębi sali na poduszce ze złoto-żółtego jedwabiu siedział Uriskhama we wspaniałej sukni z sinego bławatu ze srebrnemi herbami wyhaftowanemi na ramionach i rękawach, za nim klęczeli zbrojni rycerze z gołemi mieczami w rękach, a po obu stronach rzędem pod ścianami mieścili się panowie japońscy, każdy z gronem