Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nietylko ciało, ale i duszę muszę dla was zagubić!... Wszędzie trupy, pożary, krew, nienawiść, zazdrość, chciwość... I końca tego nie widzę!... W Bolszej mówiliście, że ustanie to, skoro siądziemy na okręt, że będziemy płynąć jako bracia, a tu widzę to samo... Gwałty, zdrady, udręczenia... Słyszę, wciąż tylko to słyszę! Kiedyż to się skończy?... Dokąd uciec przed tem, Maurycy!? Powiedz, ach, powiedz mi!... Ty silny, ty mężny, ty sprawiedliwy!...
W jej szepcie było tyle przejmującej boleści, że Beniowski, zakrył twarz ręką, wreszcie osunął się na kolana i, tykając rękami kraju jej sukni, sam zkolei zaszeptał namiętnie:
— Nastazjo, są kąty ziemi, są kraje słoneczne, wyspy szczęśliwe, ciepłemi wokół oblane morzami: tam zostaniemy, uciekniemy od ludzi, aby żyć jako pustelnicy... Tak mówiłem ci i tak uczynimy, jeżeli zechcesz!... Tam tylko znajdziemy spokój, bo on jest tam, gdzie niema człowieka... Więc rzeknij słówko, rzeknij, że mię kochasz jeszcze, a pewny jestem, że przeprowadzę okręt przez burze, przez niepogody i wiatry Oceanu, przez zdrady i wichrzenia ludzkie... przez przeciwności Nieba i Ziemi... Byle z tobą być!... Byłeś rzekła, że moją jesteś i będziesz, że miłujesz mię, jak dawniej, że mi przebaczasz... Co mi wtedy ludzkie zdrady i wichrzenia!...
Stała nieporuszona, pozwalając mu obejmować i całować swoje kolana, jeno ręce wgórę uniosła i zakryła dłońmi rozedrganą twarz.