Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

roboki ostrokończastej palisady. Przez mały most zwodzony, wiszący nad głębokim rowem, dostali się do środka forteczki, gdzie spotkała ich warta i zatrzymała do chwili, aż z głównego oświetlonego wewnątrz ogniami budynku wyszedł na ich spotkanie Ochotyn z gronem przybocznych.
Przelotnie dostrzegł wszakże Beniowski, że w ogrodzeniu warowni stało kilka jeszcze dobrych budynków, że wszędzie panował ład i porządek, a po rogach na małych basztach czerniały wyrychtowane na dolinę działa.
— Witajcie, drogi panie i gościu! — pozdrowił go uprzejmie Ochotyn.
Wprowadzono gości do wielkiej izby, oświetlonej płomieniem gorejącego na kominie ognia. Stały tam pośrodku nakryte kobiercami stolce dla przybyłych i Ochotyna. Towarzysze jego w liczbie trzydziestu, rośli, tędzy, brodaci, ubrani przeważnie w skóry i futra, stali półkolem pod ścianami. Powitali ich wojskowym ukłonem, poczem, usiadłszy cicho opodal na ławach î zydlach, przysłuchiwali się pilnie rozmowie naczelników.
Ochotyn odrazu przeszedł na język rosyjski i już inaczej nie mówił. Dziękował za podarunki, z których przyznał, że sukno i mąka miały dla niego szczególną wagę.
— Chleb uważamy za przysmak a odziewać się musimy w skóry i futra, co w żeglarskiem życiu niezawsze jest dogodne!...