Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podano gorącą herbatę w pięknych farfurowych filiżankach, drobno pocięte ryby wędzone doskonałego gatunku, mrożone jagody krajowe oraz małą ilość gruzełek brunatnego cukru trzcinowego.
Przyjęcie było skromne, ale serdeczne. Ochotyn rozpytywał się szczegółowo o nowiny z Kamczatki, z Ochocka, wogóle o nowiny ze świata.
— Tyle wiemy, co wy!... Ale, oto, jedziemy po nie!... — wesoło odpowiedział Beniowski.
W krótkości powiadomił gospodarzy o wszystkiem, co wiedział: o zmianach i losach ludzi rozmaitych w Kamczatce, coraz to zapytywany przez kogo z obecnych o tego lub owego kozaka, mieszczanina, kupca, urzędnika... gdyż wielu z nich miało na lądzie krewniaków i znajomych.
Podano ogromny półmisek świeżo ugotowanych ryb i przyniesiono pękaty gąsiorek gorzałki, w którym Beniowski poznał zresztą bez trudu własny swój podarunek.
Zacieśniło się koło biesiadników i wesoły gwar wypełnił izbę. Poproszono Beniowskiego, aby opowiedział swoje przygody, i słuchano ich z wielkiem skupieniem. Gdy skończył, było już późno, więc chciał się żegnać, ale wstrzymywał go Ochotyn i jeszcze herbatą częstował i poglądał nań, jakby na coś czekając, ale Beniowski pozoru nie podał, że się domyśla o co chodzi. Wreszcie sam Ochotyn otwarcie zagadał:
— Radziliśmy nad waszym projektem oddania się pod opiekę i w poddaństwo jakiemu po-