Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niema go chyba na tym świecie!...
— A jak niema, to choć niech wiemy, za co cierpimy...
— Raz-by użyć, pohulać!...
— A jakże! użyjesz... u Morskiego króla! Będą cię tam zielone wodnice pieścić!...
— I to prawda: okręt dziurawy, ssie wodę, jak gąbka!...
— A zamiast go zreparować i co rychlej z tego przeklętego miejsca uchodzić, to znowu kazali wyładowane załadować...
— Ludzi rozesłali na wszystkie strony!... Czego szukają?...
— Własnego szukają nieszczęścia, bo ten Ochotyn to im darmo w zęby nie będzie patrzał!...
— Ochock spalił! Docna obrabował... Co bogactw zabrał!... Nie zliczyć!...
— Zuch!... Choć się pobawił!... Żadnej dziewce, żadnej babie ludzie jego, powiadają, nie darowali!... Chodzą brzuchate!... Błogosławią chwatów po dziś dzień!...
— Poczekaj: pobłogosławi zuchów wcześniej czy później kat na czerwonem polu!...
— Wielka rzecz!... Czy to oni pierwsi i czy ostatni!?
— Głupstwo zrobiliśmy, żeśmy się pozwolili Beniowskiemu z Bolszej uprowadzić!...
— Można wrócić!... Niedaleko!...
— Cicho!... Idzie ten pies Urbański!
— Twardą ma rękę Beniowski! Niech się