Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szym deszczem nieba. Wiał lekki pomyślny wiatr wschodni, i „Piotr i Paweł“ wesoło sunął, rozpuściwszy wszystkie żagle, po płaskich falach, gnących się łagodnie niby złoto-modra blacha. Aby ostatecznie dobry nastrój załogi utrwalić, umyślił Beniowski urządzić uroczyste chrzciny podarowanego mu Amerykanina. Na ojca chrzestnego zaprosił Baturina, matką chrzestną zgodziła się być Agafja; obrzędu dopełnił oficer Popow, syn bolszereckiego archimandryty, a więc znający lepiej od innych potrzebne szczegóły obrządku. Dano neoficie imię Zacharjasz.
Beniowski polecił z racji uroczystości przyrządzić sutszy obiad i wydać załodze podwójną porcję wódki. To załagodziło trochę smutki i gniewy. Wkrótce nawet rozległy się na pomoście pieśni i rozpoczęły zabawy. Jedyną ciemną plamą wśród powszechnej wesołości była zabrukana deszczem, rozczochrana, chmurna, gniewna postać Stiepanowa, przykutego wciąż łańcuchami do wielkiego masztu.
Rychło wszakże zjawiło się u Beniowskiego czterech majtków i prosili uniżenie w imieniu towarzyszów, aby z powodu „chrześcijańskiego wydarzenia“ darowane były przewinienia więźniowi i żeby okowy zostały z niego zdjęte.
A ręczycie, że więcej nie powtórzą się awantury?...
— Głowy dajemy, ojcze nasz i naczelniku!... Czyżbyśmy śmieli inaczej prosić!?
— Znasz przecie nas, Auguście Samuelowi-