Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

im porcję gorzałki i, zobaczywszy dziewczęta, zabrali je.
— Tego tylko brakowało!... Ja im pokażę!... Paskudzić się z takiemi zwierzakami!... Sodoma i Gomora!... Potom ich w świat wywiózł, co!?... Świętego niby życia szukają, co!?... A jakże!... — wołał, wpadając w szał, Kuzniecow.
Chwytał za gefes szpady, trząsł się i chciał już biec wołać na straże, gdy wstrzymał go Beniowski:
— Oszalałeś!... Powszechną chcesz wywołać bijatykę!?
— My stąd nigdy nie wyjedziemy!... Sam czort nam tę pokusę zesłał, te lubieżnice!... Tfu!... Nie widzisz?... Rozlezie się to, rozpełznie za babami po całej wyspie... A wtedy nas wytłuką!...
— Tak źle nie będzie!... Onaha nie jest głupi. Ma dosyć tych Moskali, co mu Ochotyn przysłał. A ci znowu lękają się naszej przewagi i zazdrośni są o korzyści, jakie z ludności w obecnym stanie rzeczy ciągną... Cóż ty myślisz, że oni bez kozery dali nam swoich najlepszych ludzi do naprawy okrętu? Przecież oni też sobie statki budują i śpieszy się im... Jeżeli nam ustąpili swoich bednarzy i cieśli, to poto, żeby nas co rychlej stąd się pozbyć!... W dodatku taka moc ludzi, jak nasza, wrychle zje zapasy wyspiarskie, a wtedy co?... Czy szkiełka, noże, paciorki i lusterka, które im wzamian dajemy, nakarmią dzikich?... Postarają się nas więc wyprawić, szczególniej, gdy spostrzegą, że