Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cy niby posąg bronzowy, drugi biały, matowy, jak ze srebra szczerego ulany. Pochylili grzbiety szerokie, wyciągnęli naprzód węzłowate ramiona i, szeroko stąpając, zbliżali się ku sobie, wparłszy sobie wzajemnie w oczy zwężone źrenice.
Gdy już byli blisko, rozczapierzyli nagle dłonie, aby pokazać obcym, iż nie dzierżą oręża, poczem uderzyli się wzajem po barkach, po lędźwiach napiętych, próbując mocy. Żaden nie drgnął, nie zakołysał się nawet; wtedy kozak Gałka nagłym chwytem prawicy porwał wyspiarza za lewe zapięście i targnął mocno naprzód, cisnąwszy się jednocześnie wtył całym ciężarem.
Ale wojownik wyprężył się, wywinął, jak żmija, uwięzione ramię z palców przeciwnika uwolnił i skokiem z boku spadł na kozaka, jak berkut. Już go imał za szyję, już go giął i podbierał pod siebie, gdy nagle ten nisko przysiadł ku ziemi, ruchem silnym pleców podbił nogi krajowca wgórę, poczem przerzucił go całego przez siebie.
Szmer pochwalny rozległ się zarówno wśród Rosjan, jak i tubylców. Nim wszakże zdążył Gałka skorzystać z upadku przeciwnika, ten zerwał się i szedł ku niemu z wyciągniętemi ramiony.
Zwarli się znowu pierś z piersią, opletli wzdętemi ścięgnami rąk i nóg, pomieszali swe kolana i stopy, podbródkami oparli się o karki potężne, bary, mocarnemi pogarbione mięśnia-