Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krewniaków z zapartym oddechem, z zaciśniętemi zębami, w głębokiem skupieniu, lub wybuchali nagle okrzykami pogardy, gniewu, zachęty, to znów radości i triumfu.
Gorączka udzieliła się niebawem marynarzom Beniowskiego.
Wreszcie, gdy żaden z krajowców nie chciał podjąć walki z ostatnim szermierzem zwycięskim, kozak Gałka rzucił nagle czapkę o ziemię, skoczył w koło i jął zdzierać z siebie ubranie. Poruszył się i przycichł wieniec widzów; ci, co siedzieli, przyklękli; ci, co stali, pochylili się naprzód i wspięli na palce. Dziewczęta wysuwały ciekawie głowy, srebrnemi obciążone zausznicami. Murem stali na przedzie wioskowi dostojnicy w drogich futrach, we wzorzystych kaftanach.
Dzieci i wyrostki w dalszych szeregach włazili na nagie ramiona braci wojowników. Nawet Onaha, co już widział tyle, że się „dziwić oduczył“, nawet dostojny Gruby Tuachta wraz z mocno podochoconą świtą zostawił na chwilę zabawę z fajką i gorzałką i uniósł się na kolana. Nawet wśród oficerów Beniowskiego dostrzec się dało poruszenie niespokojne; sam Beniowski wyprostował się i kazał cofnąć z przed siebie zacieśnione szeregi, by mu patrzeć nie przeszkadzały.
W kręgu czerwonej światłości, wyciętym w ciemnej nocy blaskiem płonącego stosu, stali naprzeciw siebie zapaśnicy, jeden ciemny i lśnią-