Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

razy tyle, co ich już mamy... Gnije przecież skór tych na dnie naszego okrętu dobry zapas. Chcesz, to ci mogę je pokazać, gdyż właśnie kazałem je wietrzyć i suszyć... Nie o futra nam chodzi i nie o ten marny dobytek, który u krajowców znaleźć można... Złota i srebra i miedzianej monety również wieziemy więcej, niż na Alaksynie i wszystkich waszych wyspach razem znaleźć można... Ale nawet gdybyśmy coś od was zyskać mogli, to co?... Siedzielibyśmy tu, na tych skałach, jak Ochotyn lub jak wy, wśród dzikich ludów, dziczejąc sami, jak oni... Nicby nam ani z tych bogactw, ani z tych pieniędzy nie przyszło... Dla innych zamiarów my z Ochotynem połączyliśmy się...
Tu jął Moskalowi obszernie wykładać plan założenia na wszystkich tych wyspach i pobrzeżu Ameryki obszernej wolnej kolonji dla handlu futrami, kłami morsowemi, fiszbinem, drogiemi kruszcami...
— Ale dlatego potrzeba uzyskać opiekę i poparcie jakiego potężnego żeglarskiego państwa, gdyż rząd rosyjski nam inaczej tu, pod swym bokiem utrwalić się nie pozwoli, wyśle okręty i żołnierzy, nas wytraci, wydusi a na nasze miejsce swoich urzędników posadzi...
Gorzały Moskalowi oczy, rumieńce wybiły mu na twarz, gdy słuchał tych obszernych wywodów.
— Więc właściwie poto ty, jenerale, teraz na południe płyniesz... Do tego żeglarskiego impe-