Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziewczęta z chustami nisko nasuniętemi na tatuowane twarze, z srebrnemi lub mosiężnemi wisiorami na piersiach, z obręczami na zapięściach rąk i wisiorami w kostkach smukłych nóg.
— Widzisz je?...
— He, he!... Cipy!...
— Brzęczą, jak weselne chomąta!...
— Dostaćby taką choć na jedną nockę!...
— Będzie, wszystko będzie!...
— Hej ty, wiewiórko, przyjdziesz do mnie!...
— Nie tak obcesowo... Jeszcze ci nos odgryzie... Widzisz, jakie ma zęby!...
— Prawdę powiedział Urbański!... Ależ czarna... Nie bielsza od mojej cholewy. Ale zato pewnie gorąca!... Uh!...
— I nigdy nie myją się... To też prawda!...
— Dziękuj Bogu, że takie są, że widzimy nareszcie ludzi... Już myślałem, że nigdy nic nie zobaczę oprócz fok i morskich chlustów... A tu wieś... Cała wieś!... Słyszysz?...
— Bogać tam wieś!... Domy widzisz tylko z patyków i z siana... Co tam może być?
— A i różnica między foką a taką tam dziewką pewnie też niewielka...
— A no zobaczymy!... Poczekaj...
Śmiali się, żartowali żołnierze i marynarze, poglądając coraz w stronę kobiet; te również ośmielały się, szeptały pomiędzy sobą, poszturchiwały się, chichotały, szczerząc białe zęby i rzucając filuterne spojrzenia czarnych podłużnych oczu na zaczepiających je rosłych cudzo-