Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale nie wiem doprawdy, czy na wypoczynek, czy na bitwę?... Wszystko zależy od nieprzewidzianych okoliczności i drobiazgów!... Lękam się, że trudno będzie nam znaleźć wolny, niezabrany jeszcze przez nikogo kąt ziemi, że świat cały jest już podzielony i zajęty; wszędzie trafiamy na ślady dawnych zaborców, albo gotujących się nowych gwałtów... Trzeba wciąż z chytrością węża prześlizgiwać się między cudzemi zbrodniami, cudzą drapieżnością... Albo ja wiem, co oni tu robią, ci Moskale?... Czyimi są ajentami?... Może oni wcale nie znają Ochotyna, albo znają go tylko ze złej jego sławy... Może to wszystko przebiegła rządowa zasadzka?... A może są to szpiedzy, wynajęci przez Anglików?... To byłoby jeszcze nienajgorzej... Z konkurencji dwu potęg słaby korzysta najwięcej... Najniebezpieczniejszym dla nas wrogiem są w tym wypadku twoi rodacy, Nastazjo, i właśnie ci z nich, co ubóstwiają siłę, która ich gnębi!... Niema nic trudniejszego, jak uwolnić takich niewolników...
— Ale ty to uczynisz, nieprawda?...
— Już w Kazaniu o tem myślałem, że należy całe wasze państwo objąć wspólnym spiskiem wszystkich podbitych narodów i wszystkich uciemiężonych ludzi, którym ten ucisk już dolega! Ale dlatego trzeba zdobyć wielkie bogactwa i oprzeć się o jaką siłę zewnętrzną... Trzeba stworzyć coś, coby pokłóciło z sobą wielkich gnębicieli świata... Portugalczyków, Francuzów,