Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wahaniu, napełnili łodzie rozmaitym pokarmem oraz futrami i popłynęli za nami...
— Nie powiedzieli ci jednak wyraźnie, czy są stronnikami Ochotyna, czy też rządowymi poborcami podatków? Co?... — spytał z zastanowieniem Beniowski.
— Tego nie powiedzieli, ale ze wszystkiego widać, że tak jest, że są stronnikami Ochotyna!... Czyż inaczej nie kazaliby nas poprostu wymordować, albo zatrzymać?...
— Ba!... Mądrze uczynili, gdyż jeżeli niewiadomy im jenerał Beniowski zniósł już w boju Ochotyna i przyjechał tu po nich, to przezorność każe całą sprawę wręcz inaczej obrócić i wykazać gorącą wierność rządowi! — rozśmiał się Beniowski.
— To prawda!... — zafrasował się Kuźniecow. — W każdym razie, choć zapas wody świeżej będziemy mogli nabrać pod ochroną naszych dział... Niedaleko stąd widziałem rzeczkę, wpadającą do morza...
— Zobaczymy! Tymczasem powiedz Chruszczowowi, aby Aleutów poczęstował wódką i dobrze nakarmił, a Moskali przyprowadził do mnie na tył okrętu.
Udał się Beniowski do swej kajuty, przebrał przystojnie i kazał nakryć do wieczerzy w korytarzu, gdzie jadali oficerowie razem w czasie niepogody: kazał zapalić olejne lampy nad stołem i podać srebrną zastawę. Wyciągnął ze schówki