Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

własnej butelkę dobrego wina i parę kamionek słodkich nalewek. Gdy wszystko było gotowe, wezwał Chruszczowa z oficerami, aby przyszli na biesiadę i przyprowadzili z sobą owych przyjezdnych Rosjan.
Ci zaraz przyszli, kłaniając się nisko i często, i gładząc ruchem dostojnym długie swe brody. Jeden był chudy, czarny, z siwizną we włosach obciętych w podkowę i zwieszających się na czoło; drugi był łysy i miał szeroką, jak wachlarz, konopiastą brodę. Odziani byli w dostatnie „kazakiny“ z granatowego sukna ze srebrnemi guzami. Trudno było odgadnąć, co zacz są: czy kupcy, czy przebrani urzędnicy?
Beniowski wskazał im uprzejmie miejsca obok siebie, po obu stronach stołu, a sam usiadł w jego rogu. Usiedli na miejscach grzecznie, zrobiwszy przedtem zamaszysty znak krzyża.
Zaczęła się polityczna rozmowa o wyspach, o pogodzie, o burzliwości tutejszego morza. Mrugał wciąż Beniowski na Chruszczowa, aby gościom wina i wódek dolewał. Pili chętnie i zwolna rozwiązywały im się języki.. Przyznali się, iż byli urzędnikami na tych wyspach z ręki rządu, że jest ich tu na tej wyspie dwudziestu dwu, lecz że mają po swej stronie dobrze wyszkolonych w bitwach i napadach, a nawet uzbrojonych w broń palną krajowców, że już nieraz opierali się skutecznie przychodzącym z południa Japończykom a nawet Anglikom i Holendrom, że rychło oczekują przybycia z Kamczatki eskadry,