Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W każdym razie trzeba przeprowadzić śledztwo!... odrzekł chmurno Beniowski.
— Poco śledztwo?... Zawołaj zaraz Sacharowa, powtórzę mu w oczy, co mi gadał!... Niech następnie wyda wspólników, osądź sam, ukarz ich niezwłocznie! Jesteś tu panem wszechwładnym!
Nie zgodził się Beniowski na taką propozycję, lecz wyznaczył do zbadania sprawy Panowa i Baturina. Czekał właśnie na relacje, gdy Bielski przyniósł mu zaproszenie od Nastazji.
— Nie jest jeszcze zupełnie zdrowa po strasznej wczorajszej nocy, czuje się jednak znacznie lepiej i pragnie cię widzieć!...
— Powiedz, że zaraz przyjdę!...
Skinął na starego, żeby zostawił go samego i znowu pogrążył się w zadumie.
Znał tych ludzi i rozumiał dobrze, że Kuzniecow miał rację do pewnego stopnia, że Panow prawdę powiedział, iż „będzie musiał niedługo głowy ścinać“. Nie mógł jednak zdobyć się tym razem na twarde postanowienie, wahał się, pełen bólu i głębokiej odrazy.
— Winni są!... Istotnie knowali spisek!... Prócz Sacharowa wykryliśmy jeszcze trzech, którzy podmawiali załogę... Czuje się, że w głębi działają tam jeszcze jakieś inne ręce, ale winowajcy zacięli się i nic nie mówią. Czy każesz ich podnieść na dybę?...
— Nie!... Cóż mi z tego, jeżeli oskarżą... pół załogi? Niech winowajców już wyśledzonych