Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wrzasnął już na całe gardło. Ale daremnie krzyczał, daremnie dmuchał na śmigi i popychał je, — wiatraczek nie ruszał się, a choć się parę razy obrócił, to nic z żaren się nie sypało.

Miel, wiatraczku, miel!...

Krzyczał ochrypłym głosem Tomek, wymachując rękami.
— Doprawdy mełł!... Coś mu się stało!... Spytajcie karczmarza Grzelę!... Wczoraj jeszcze całą górę mąki namełł!... — dowodził rozpaczliwie.
Starsi uśmiechali się żałośnie, baby wzdychały i pocieszały płaczącą wdowę, a dzieci już zaczęły podśpiewywać:

Miel, wiatraczku, miel!
Ino nie wystrzel!...

Uspokój się, chłopcze, uspokój!... Cicho, dzieci!... — rozkazywał Maciek. Ale robiło się coraz gwarniej, coraz więcej przycinków i żartów sypało się na nieszczęśliwego Tomka.
— Widzisz, Maryś, widzisz, co z tego wiatru bywa!... Ty bardzo gęby nie otwieraj, bo i tobie jeszcze młynek się w głowie urządzi.
— Ho! ho!