Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem Tomek czerwony z gniewu szybko się znowu odziewał. Nim ludzie zdążyli się spostrzec, wpakował młynek do worka, ciupagę z kąta schwycił i ruszył ku drzwiom. Wszyscy prysnęli przed nim na strony...
— Trzymajcie go, nie puśćcie go!... Jeszcze sobie co uczyni!... Olaboga!... O ja nieszczęśliwa!... — wołała szlochając wdowa. Ale nikt nie odważał się zbliżyć do machającego siarczyście ciupagą Tomka, biegli tylko za nim z tyłu i wołali:
— A gdzie to!...? A zatrzymaj się nieboraku!... A poczekaj!... Nikt cię przecież nie krzywdzi!... Młynek ci zostawimy, baw się!... Ostań!
Tomek szedł coraz prędzej i prędzej, wreszcie zaczął biec i wyścignął nawet psy wioskowe, które puściły się za nim pędem z wielkiem szczekaniem na jego strój goralski.
Uspokoił się dopiero pod lasem. Usiadł, wytarł pot z czoła, wyjął młynek i zaczął go oglądać. Wszystko było całe i w porządku, tylko jakieś — martwe.
— A, to oszust!... Dam ja mu!... Takiego narobić mi wstydu!... — rozmyślał z gniewem.
Wieczorem dowlókł się do karczmy.
— A, to wy? Czegóż chcecie po nocy? —