biedach i przygodach i w całem życiu pomagali. I on mi dał, ten wiatr północny, taką rzecz że całemu ludowi już bieda dokuczać nigdy nie będzie, że będziem już teraz spokojni o nasz los...
To mówiąc, wyjął z worka wiatraczek i ostrożnie postawił go na środku stołu. Znowu zapanowało w izbie przykre milczenie.
— Phi!... Wcale piękny statek!... — rozśmiał się wreszcie Młynarczyk. — A dużo miele?
— Ile chcieć!... Ile trzeba!... Matko, rozłóż płachtę, żeby się nie zmarnowało!... — zawołał Tomek.
— Olaboga!... Ludzie, ludzie, nie dajcie mu, trzymajcie go!... — lamentowała wdowa.
Widząc, że matka się nie śpieszy, Tomek sam skoczył po płachtę, strasząc szybkiemi ruchami zebraną u progu dziatwę.
Miel, wiatraczku, miel!
Jak namielesz mąki, kaszy,
Między ludzi dziel!
Wiatraczek ani drgnął. Tomek zmartwiał. Oczom swoim nie wierzył.
Miel, wiatraczku, miel!...