Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winna być nagroda?... Każdej będzie za mało!.. Ktoby to zdołał?... Na świecie takiego niema!
— I to prawda, że o takim, coby tam bywał, nie słyszałem... Ale... opłaciło się! Zaraz zobaczycie... To już nie mąka z kaszą, a coś, po czem i król paluszki obliże!... — puszył się Tomek.
Wyjął z worka obrusik, położył go na stole, kazał siąść po bokach karczmarzowi i karczmarce, a sam umieścił się pośrodku i wrzasnął:

Obrus,
Ty się rozłóż!

I zaraz rozwinął się obrusik, jak biały kwiat, zalśniły się na nim, niby rosa, kryształy i srebrne przybory, zamigotały porcelanowe talerze, a pośrodku, niby malowane, wytrysł cudny bukiet kwiatów. Potem wjechała, dymiąc, jak lokomotywa, pękata waza i złocony czerpak rozlał do talerzy zupę gorącą. Była zupa rakowa, były szparagi, kurczęta z sałatą, morengi ze śmietaną i na deser owoce z dalekich krajów, słodkie, przepojone słońcem — banany, winogrona, granaty, brzoskwinie i inne, nieznane nikomu nawet z nazwiska... A że karczmarzo-