Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia i krzyknął na Chińczyka groźnie. Ten urwał natychmiast i skulił się:
— Dordżi... Badaniajew... — powtórzyła głosem przejmującym Hanka. — Om-Mani-Phadme-Chum!... — przypominając sobie nauki zabitego przyjaciela i składając ręce jak do buddyjskiej modlitwy, dodała.
— Eęch!... Dordżi!... Om-Mani-Phadme-Chum! — powtórzył zdziwionym głosem dowódca.
— Tak!... Tak!... Om-Mani-Phadme-Chum!... — powtórzyła dziewczyna, wznosząc na Mongoła błagalne spojrzenie i trzymając wciąż złożone do modlitwy ręce.
Wywarło to niezmierne wrażenie na żołnierzy mongolskich; niektórzy pochylili głowy, przykładając dłonie do czoła. Dowódca chwilkę pomyślał, poczem rozkazał coś półgłosem żołnierzom i ci rozwiązali zaraz ręce dziewczynie.
— Ich też!... — prosiła dalej dziewczyna, wskazując ręką i głową na Maćka i brata.
— Omani-podmuchuj!... — ryknął Maciek, zrozumiawszy nagle o co chodzi, na znak dany przez Korczaka. Dowódca uśmiechnął się i kazał ich również rozwiązać. Lecz gdy i inni jeńcy zaczęli wydawać podobne dźwięki, nasępił się i groźnie błysnął oczami.
— Ałtyn!... — zwrócił się znowu stanowczo do Biełkina i Wania.