Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rakiet, a razem z niemi potężniały szumy słabnącej ludzkiej wrzawy.
Rzeka blado połyskiwała w opadającym na nią zmroku, coraz wyraźniej wyświetlając gwiazdy. Pośrodku koryta chybotała się mała łódeczka, z trudem przecinając naukos nurt. Za nią w krótkich przerwach grzmiały strzały i leciały jakieś dzikie okrzyki.
Młody żołnierz przyglądał się chwileczkę łódeczce, poczem znowu nachylił pospiesznie ku dziewczynie.
— Dyszy... dyszy!... — szepnął. — Żyje!... Hanko, Hanko, “wstawaj!... Prędko!... — Musimy się ukryć!... Niewiadomo, kto to płynie!... Pewnie pogoń... Schwytają nas. Rozumiesz? Schwytają!... — szarpnął dziewczynę gwałtownie za ramię; ta otwarła nagle oczy, ale nie ruszyła się.
— Boże, jak zimno!... Gdzie jestem? — jęknęła cichutko.
— Wstawaj, wstawaj!... Jesteśmy na chińskim już brzegu... Pobiegniemy do lasu, rozgrzejemy się... Tu mogą nas dostrzec... Ktoś płynie!... Słyszysz?...
Dziewczyna usiadła i spojrzała na rzekę.
— Tak, płyną... Dwóch... Mają karabiny... chodźmy, chodźmy, Władku!... Podaj mi rękę!
Chłopak zerwał się, pomógł dziewczynie powstać i, trzymając się za ręce, pochyleni ku ziemi, pobiegli w cieniu wzdłuż urwiska, szukając