Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

możliwego nań wejścia. Niedaleko usłyszeli bulkot wody i trafili na parów, raczej wąską szczelinę, porosłą głogiem, tarniną, jeżyną, po której dnie lały się spienione wodospady wiosennych roztopów Zaczęli gramolić się brzegiem strumienia, czepiając się za gałęzie krzewów. Ale w połowie drogi, kiedy czuli się zabezpieczeni ciemnością, zaszyci w nieprzebytą gęstwinę, siły opuściły ich nagle i opadli ciężko na suchszy występ gruntu, aby dać wypoczynek zdyszanym piersiom i omdlałym członkom.
Władek jednak niedługo pozostał bez ruchu. Gdy plusk wioseł rozległ się wyraźnie tuż u brzegu, uniósł się ostrożnie, rozgarnął gałęzie i spojrzał na rzekę, Czółno zdążało do tego samego przyczółka, na który oni wyszli przed chwilą i było już odeń niedaleko, gdy za rzeką zaszczekał zajadle i niespodzianie tuż nad samą wodą kulomiot, nurt zapienił się dokoła stateczku i on sam jęknął głucho, zakołysał się i stracił równowagę. Jeden z cieniów, widniejących w czółenku, pochylił się bezwładnie na burtę, drugi żywo wyskoczył do wody i zanurzył prawie po szyję.
— Acha, jak to dobrze, że stamtąd uciekliśmy!... Zabiliby nas... Ale to nasi... Pójdę, pomogę im... — szepnął chłopak.
— Nie!... Nie!... Na Boga!... Nie chodź! Skąd wiesz, że to nasi? — odszepnęła dziewczyna.