Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i ciężki, który dotychczas, płynąc, dźwigał na plecach.
— Hanka, Hanka!... — szeptał jednocześni przerywanym głosem. — Wstawaj, tu płytko!...
Dziewczyna nie ruszała się; jej głowa, oblepiona splątanemi ciemnemi włosami, jej cudna zmartwiała twarz z zamkniętemi oczyma, jej spadziste silne ramiona i wysoka pierś odziana w jasną, cienką bluzkę, spoczywały już na ziemi, lecz cały tułów, nogi i sukienka pływały jeszcze po wodzie i nurt łagodnie je kołysał, nawracając z swym biegiem.
— Zabita!... — jęknął chłopak, pochylając się nad nią.
W tej chwili parę kul żałośnie gwizdnęło nad nimi i chlupnęło w mokrą glinę wybrzeża.
Chłopak zebrał resztkę sił, porwał dziewczynę pod ręce i pociągnął w cień urwiska. Tu upadł obok niej wyczerpany śmiertelnie. Czas jakiś leżał odrętwiały, nie widząc i nie słysząc nic, aż ocuciło go zimno, wywołane obsychaniem ubrania oraz pluski miarowe i szmery na rzece.
— Pogoń!... — błysnęło mu w głowie. Usiadł i spojrzał ku przeciwnemu brzegowi.
Pod sklepieniem przygasłego, pociemniałego nieba łuna miasteczka gorzała równem, rubinowem światłem, jak odblask już spokojnie jarzącego się zarzewia Strzały karabinowe to cichły zupełnie, to wybuchały niespodzianie w różnych miejscach, niby wytryski podpalonych znienacka