Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Biją się, biją!... Świat cały zbzikował!... A niechby się tam zresztą rznęli!... Nie żal mi... Mniej zostanie durniów na świecie!... Ino poco wszystko niszczą, poco marnują bogactwo?... Tego nie pochwalę!... Nie przymierzając nasze miasteczko... Spalili... A teraz co?... Skąd brać?... Komu co sprzedać?... Bieda będzie, drożyzna już jest... Komu pożytek?... Co my poczniemy... ludzie wojnie postronni?... Do Kjachty, albo i dalej potrzeba będzie posyłać po towary... Psia jego mać!... Do góry nogami wszystko poszło... Durnie wzięli rządy nad światem, mądrym żyć nie dają!... Co, może nieprawda?... A?!...
— Prawda! — zgodził się Władysław.
— Mówiłem z samego początku to samo naszym!... Nie chcieli słuchać!... Zabrali broń, zabrali ładunki i poszli sobie do tej rewolucji... „Poco nam“ — mówią — „tutaj złoto kopać, kiedy tam bez złota wszystkiego dostaniem, czego dusza zapragnie: bab, ubrania, żarcia, wódki...“ Nie rozumieją, że wszystko to wmig przepadnie zeźrą, zgwałcą, przepiją i co?... Jutro nowego szukaj... A złoto zawsze ma swoją wagę i cenę, ono do końca wieku nie minie!... Dobrze więc robicie, że się do nas zgłaszacie... Wszyscy do nas znowu przyjdą, zobaczycie... Ale ci, co wytrwali na miejscu, największy zysk i honor mieć będą... Więc przystąpicie do nas?... Co?...
— A jakie będą nasze obowiązki? — spytał przezornie Władysław.