Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widzę, że inteligentny człowiek jesteście. Zaraz się domyśliłem... Dobrze więc! Ja wam jak inteligentnemu zaraz wszystko od początku wyłożę... Po co się spieszyć?... Tymczasem woda zakipi, napijemy się herbaty... Może macie szczyptę świeżej zaparzyć... bo my to już dawno... „wywarki“ z wierzbowych liści pijemy...
— Mamy trochę!... Damy!... Ale sami niedawno piliśmy... Chcielibyśmy wypocząć... — wymawiał się Władysław.
— To niedługo, ja wam w paru słowach opowiem... Posiedźcie, co się do komarów spieszycie... U mnie ich mniej... A jak z rozumnymi ludźmi pogadam, to sobie ulżę... My też tutaj... orzemy, jak możemy... „Kulturę“ wprowadzamy!... Widzisz?... — gadał stary, wskazując z dumą gramofon i figurki na stoliku.
— Dobrze, przyjdziemy później bardzo chętnie posłuchać, a teraz niech nam pan powie: przyjmuje nas pan, czy nie i niech nas pan puści... — przerwał niecierpliwie Władysław.
— Właśnie mówię. Bez tego powiedzenia nie będziecie Wiedzieli, co macie robić!... Więc ta kopalnia była nasza... Kipiała robota, życie płynęło rozlewne „złotonośne“... Wszystko było: jedwabie, wina, sukna, wszelkie potrawy... Ze wszystkich krańców świata płynęły towary... I porządek był... Własną mieliśmy milicję... Jak kto co przeskrobał, naruszył prawidła, sto kijów i marsz za okolicę!... Bali się, szanowali wybraną władzę... Jak co ważniejszego, zaraz wiec, zgroma-