Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wy „dezyrtiry“, jeżeli nie palicie?... I co macie w tych workach?
— Siadaj, siadaj!... Na, bierz herbatę, kubków mamy tylko dwa, gościem będziesz, więc pij pierwszy!... Jak was zwać?...
— Nikita Nikandrycz Polakow!...
— Więc Nikita Nikandrycz, rybę wolisz czy mięso suszone?... Co wam podać?...
— A no, dajcie i to, i to!... Starowni, widzę, jesteście ludzie... Zaprzyjaźnimy się... A co to u was na twarzy?... — spytał, wskazując na bliznę Władysława.
— Tygrys pocałował!... — roześmiał się ten.
— Taak!... — przeciągnął, poważniejąc Polakow. — Toście wy tacy?... To wy, widzę nie „dezyrtiry“ a najprawdziwsze leśne włóczęgi... Cóż mówicie, że „dezyrtiry“... A może wy?... Z jakiej partji? Z dawnego, czy nowego rządu?... A może wy Siemionowcy?...
— Z żadnej my partji i z żadnego rządu. Poprostu nie chcemy się bić i dlatego uchodzimy od wojny.
— Hm!... To niby, jak my wszyscy... Dawniej dużo nas tu było... wesoło było... Na odkrywkach mrowiło się od ludzi... Teraz pustki... Pięćdziesiąt wszystkiego „chinezów“... Pilnujemy ich, ale nie chcą, juchy, płacić!... A przecież kopalnia nasza, Szełgujewskiej arteli... Każdy musi swoją część wpłacać... Cóż, kiedy „chinezy“ wiadomo, „bez-