Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się to robi beze mnie... Przecież należałem do tych, którzy pierwsi podjęli orężną walkę o tę niepodległość...
— Widzi pan, widzi pan!... A myśmy tu nic nie wiedzieli, nic!... Żyliśmy jak w zaświecie, aż nagle przyszła ta burza... Nie chcę jej, ach, nie chcę... Okropna, okropna!...
— Przez tę burzę naród nasz zmartwychwstał!... Niech będzie błogosławiona!...
Hanka umilkła, ale Domicki na jej ślicznej twarzyczce wyczytał głęboką urazę i było to mu jednocześnie nieskończenie miłe i przykre.
— Panno Hanno!... — rzekł. — Pani jest pacyfistka, a to dla Polski zbyt drogi i przedwczesny smakołyk... Mamy doń prawo ostatni... Niech ta filozofja rozkwitnie przedewszystkiem u naszych sąsiadów...
— Rozumiem. Wyznaję jednak, że marzyłam o cichym jakimś kącie, o domku, tonącym wśród róż i jaśminów, jakie mi opisywała matka. Mam dosyć przygód i Azji...
— Cóż robić, kiedy ta nie chce nas wypuścić!... Bies jakiś wszystko poplątał... Naprzykład ze mną... Jeszcze dwie godziny lotu, a byłbym za granicą chińską, może nawet w Charbinie... Nie obliczyłem, że w tem suchem powietrzu woda z chłodników będzie się tak szybko ulatniać... Groziła nam poprostu katastrofa, musiałem się opuścić... Liczyłem, że weźmiemy wody z rzeczki i natychmiast polecimy dalej, gdyż ga-