Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zoliny mieliśmy dosyć... Licho nadało z tą wysoką trawą... No i nieboszczyk Bystrin zbyt gwałtownie osadził... Trzeba było jeszcze trochę nad ziemią polecieć... Cóż, kiedy nic widać nie było... W dodatku nastraszyliście go swemi harcami... Szkoda biedaka!
— Myśmy się sami gorzej od niego przelękli!... — zauważyła Hania. — Krajowcy dotychczas nie mogą się z wami oswoić... Często widzę, jak wyciągają mały i wskazujący palec ręki, żeby się od waszych uroków zabezpieczyć!...
— Tem lepiej!... — roześmiał się Domicki. — Wcale nie mam zamiaru ich przekonywać, że jest inaczej. Owszem skorzystam z tego przy lada sposobności...
— Ucieknie pan?...
— Ucieknę.
— A obietnica, dana baronowi?
— Mógłbym jej nie dotrzymać ze spokojnem sumieniem, tyle wiarołomstwa spotykałem zawsze z tamtej strony... Nie zrobię jednak tego... Będę czekał wypadku, który mię ze słowa zwolni... Pewny jestem, że przyjdzie... Takie są czasy, że żadne zobowiązania na dłuższy okres nie mają najmniejszej wartości... Wszystko się zmienia, wali lub pojawia z zawrotną, nieobliczalną szybkością... I dlatego wszystko ma tak wielki urok, taką barwę, takie napięcie... Każde zderzenie, każde spotkanie, zamiar lub uczucie... Trze-